OSTATNI ODCINEK PIERWSZEGO SEZONU.
Horan nawet nie drgnął, gdy blondynka usiadła obok niego. Zignorował to. Patrzył wyczekująco na menagera i zdążył zauważyć, że z każdą sekundą jego wredny uśmiech się powiększał. Jakby wyczuwał, że robię się coraz bardziej zdenerwowany.
- Cóż – odezwała się nagle brunetka, przerywając ciszę. – Ja już tu nie jestem potrzebna, więc pozwólcie, że sobie pójdę. Muszę jeszcze załatwić sesję Taylor, a ten fotograf chyba mnie nie lubi – zaśmiała się, rozładowują atmosferę, po czym wstała i zaczęła zakładać swój płaszcz.
- Miło było cię poznać, Veronico – uśmiechnął się Paul, podając dłoń kobiecie, po czym to samo zrobił mężczyzna obok niego.
- Was również miło było poznać – uśmiechnęła się promiennie i zmierzała do wyjścia. – Do zobaczenia.
- Do zobaczenia – odparli wszyscy, po czym brunetka opuściła lokal.
Z powrotem nastała cisza. Blondyn cierpliwie czekał, aż ktokolwiek ją przerwie, jednak wydawałoby się, że dziś wszystko jest przeciwko niemu. Nawet nie zapowiadało się na to, by ktoś chciał się teraz odezwać. Dziewczyna cały czas zerkała na mężczyzn naprzeciwko, po czym przenosiła swój wzrok na Nialla. Wyglądała na zdezorientowaną. Blondynka sama chciała się dowiedzieć po co ojciec wraz z jakimś mężczyzną ściągnęli ją tak wcześnie... i jeszcze kazali przejechać kilkanaście kilometrów pociągiem, w którym usypiała. Gdy po raz kolejny spojrzała na chłopaka, siedzącego obok niej, zauważyła, że jest lekko zdenerwowany z czego wywnioskowała, że on również kompletnie niczego nie wie.
- Boże, mówcie coś! – wrzasnęła i zauważyła, że trzy pary oczu, spoglądają na nią z niemałym zaskoczeniem, przez co niedbale opadła na oparcie krzesła. – Nienawidzę ciszy – mruknęła jeszcze, na co Horan cicho się zaśmiał.
Cóż... Wybuchowy temperament to ona ma.
- Ja tak samo – poprał ją w końcu Horan, posyłając uśmiech w jej stronę, co ona natychmiast odwzajemniła.
- Więc, Caroline – Paul również posłał uśmiech w jej stronę, tym samym zwracając na siebie uwagę. – Śpiewasz, prawda?
- Ja bym to raczej określiła jako wycie do księżyca – zaśmiała się cicho, a blondyn jej zawtórował. – No, może czasami do słońca.
- Cóż, ja słyszałem, co innego. – Kolejny uśmiech ze strony Paula? To wręcz niemożliwe. – Na pewno chciałabyś się wybić. Podobno twój głos jest niesamowity.
- Och, jestem pewna, że tata przesadził, gdy o mnie opowiadał – odparła, a jej policzki powoli zaczynały płonąć.
Tata? O matko! No tak! Przecież mają te same nazwiska! Horan z wielkim zdziwieniem przenosił wzrok z dziewczyny na mężczyznę siedzącego naprzeciwko niej. Wyłapywał każde podobieństwo i miał ochotę przywalić głową w stół, gdy zdał sobie sprawę z tego, że są praktycznie identyczni.
- Poza tym jeżeli chodzi o wybicie się – uśmiechnęła się i kontynuowała po krótkiej przerwie. – Chyba każdy o tym marzy. Jednakże jeszcze pewnie długa droga przede mną.
- Wcale nie taka długa – odezwał się menager i blondyn już wiedział, że to nie oznacza niczego dobrego. – Jestem pewny, że Niall ci pomoże.
- Ja? – zapytał zdziwiony.
- Tak, ty. Chyba nie odmówisz tak pięknej i utalentowanej, młodej damie? – odezwał się głosem nieznoszącym sprzeciwu.
Blondyn miał ochotę skulić się pod bacznym wzrokiem menagera. Kątem oka dostrzegł dziewczynę, która wcale nie pomagała mu w zachowaniu powagi. Z całej siły zagryzała dolną wargę, próbując powstrzymać śmiech, przez co robiła się czerwona na twarzy. Jak ja mam zachować powagę i zacząć myśleć nad wykręceniem się, gdy ona się ze mnie nabija?! Nagle zaczął zauważać niewielką zmianę w humorze menagera. Jego wzrok przestawał być, aż tak ostry jak na początku, a na twarzy zaczął pojawiać się wredny uśmieszek. Boże... nie. Tylko nie to! Błagam!
- Nie masz na myśli tego, o czym ja myślę, prawda? – zapytał szybko, a w jego głosie można było wyczuć nutkę strachu.
Blondynka słysząc ton chłopaka, siedzącego obok od razu przestała powstrzymywać śmiech. Całe rozbawianie z niej uleciało niczym powietrze z przebitego balonika. Widząc jak ciało blondyna się spina, oczekując na odpowiedź, domyśliła się, że jego teoria nie jest zbyt dobra. No i doskonale wiedziała, że skoro on wyczuł jakieś kłopoty... to ona nie jest tu bez powodu.
- Oj tak, Horan. Dokładnie o tym myślę.
- Nie! – wrzasnął nagle, podnosząc się z krzesła, które z impetem uderzyło o drewniane panele. Dziewczyna wzdrygnęła się na taki ruch z jego strony. – Nie możesz!
- Dobrze wiesz, że mogę – odparł menager ze stoickim spokojem i przez dłuższą chwilę mierzył się wściekłym spojrzeniem z nastolatkiem.
- Nie chcę przerywać jakiejś wielkiej wojny na spojrzenia – odezwała się w końcu, przewracając oczami. – Ale chciałabym się dowiedzieć, o co tutaj chodzi.
- Już wyjaśniam – odparł mężczyzna, a jego głos stał się przesadnie miły. – Ty chcesz się wybić, on potrzebuje dziewczyny. Należy do sławnego boysbandu, więc dzięki niemu szybko wzrośnie twoja popularność, a on może w końcu nauczy się mnie słuchać.
- Nie zgadzam się – odpowiedziała po chwili, opierając się na krześle.
Oczy jej ojca robiły się coraz większe, skupiając na niej całą swoją uwagę. Nie mógł uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszał. Tak samo jak pozostałe osoby znajdujące się w lokalu. Paul nie spuścił z niej wzroku, a jego usta lekko się rozchyliły, do tylko mogło uświadomić wszystkim, że jest w niemałym szoku. Natomiast Niall... teraz to on był cały czerwony od powstrzymywanego śmiechu. Zaciskając usta, podniósł krzesło z ziemi i usiadł na nim, wpatrując się z rozbawieniem w dziewczynę, która nonszalancko wystukiwała palcami nieznany nikomu rytm na stoliku. Genialna jest... Ale on tak łatwo nie odpuści.
- Caroline – odezwał się Martin, podnosząc się z miejsca. – Pozwól na chwilkę.
Dziewczyna przewróciła teatralnie oczami, wstając i odchodząc kawałek ze swoim ojcem. Blondyn nie spuszczał z niej wzroku. Widział jak po słowach mężczyzna zaciska pięści w geście irytacji, ale nie przerwała jego monologu. Cierpliwie czekała, aż on skończy. Lepiej, żeby skończył szybciej, bo jeszcze chwila i paznokcie wciskane w skórę, dobiją się do krwi. Pomyślał i miał ochotę się zaśmiać, widząc jak blondynka zaczyna swój wywód. Gestykulowała na wszystkie strony, próbując coś wytłumaczyć, ale mężczyzna był nieugięty.
- Ile ona ma w ogóle lat? – odezwał się, zwracając uwagę menagera.
- 19 – odparł i chwilę później dziewczyna z powrotem zajmowała swoje miejsce. Wyglądała na... porządnie zdenerwowaną. – Mam nadzieję, że przemyślałaś swoją decyzję.
- Możliwe. Jednak mam kilka pytań – odpowiedziała, poprawiając się na krześle, a na jej twarzy pojawił się cwany uśmiech. – Co on z tego będzie miał?
- On? – parsknął menager. – Nie zerwę kontraktu z zespołem.
- To za mało.
- Co? – odparł wyraźnie zdziwiony, ale blondynka nie dawała za wygraną. – Co twoim zdaniem powinien dostać? To jego obowiązek.
- Z tego, co wiem, to nie jest ubezwłasnowolniony, więc ma prawo decydować sam. Jednakże skoro odbierasz mu to prawo, to chcę żeby dostał tysiąc złotych za każdą godzinę spędzoną w moim towarzystwie.
- Żartujesz? Przecież to niedorzeczne!
- To tylko jeden z moich warunków.
Horan wpatrywał się z podziwem w dziewczynę, która walczyła o swoje. Wiedział, co zamierzała tym osiągnąć. Sądziła, że Higgins wycofa swoją propozycję. Szkoda, że on nie da jej tak łatwo spokoju. Zgadzał się na każdy jej warunek. Co prawda, próbował go podważać, ale argumenty dziewczyny były niesamowite.
- Mam nadzieję, że to już wszystko – powiedział mężczyzna, notując kolejny warunek.
- Co z nią będzie?
- Jaką nią? – zapytał wyraźnie zaskoczony.
- Jak to z "jaką nią"? No co będzie z jego dziewczyną?
- Skąd pomysł, że on ma dziewczynę?
- No błagam! Wygląda jak zakochany kundel – przewróciła oczami, a Horan parsknął śmiechem. – Cały czas się szczerzy i chwilami wpatruje się w stolik, zamyślając się. Dam sobie rękę uciąć, że myśli wtedy o niej. Poza tym jak mi się tak przygląda, to pewnie mnie teraz do niej porównuje.
- Wow – odezwał się blondyn, zwracając na siebie uwagę. – Cóż... rękę nadal byś miała, bo idealnie wszystko zgadłaś. I wcale nie wyglądam jak zakochany kundel!
- Jaaasne – zaśmiała się, przenosząc wzrok na zdumionego mężczyznę. – To co będzie z nią?
- Czyli kolejny warunek – jęknął, na co blondynka wyszczerzyła się jeszcze bardziej.
- Tak. Dajesz jej tyle ile jemu, za to, że będzie mnie musiała z nim oglądać.
- Nie. Nie zgadzam się na to.
- To tylko tysiąc złoty. Nie bądź sknerą.
- Pięćset.
- Tysięcy? – wybuchła śmiechem, a blondyn jej zawtórował.
- No ty sobie żarty stroisz. Dam jej pięćset złotych, nie więcej.
- Stoi – uśmiechnęła się, powoli wkładając kurtkę. – Pozostała ostatnia kwestia. Gdzie mieszkam?
- Masz wykupiony dom niedaleko posiadłości zespołu – odparł, na co dziewczyna lekko się skrzywiła.
- Jak dużo dom ma twoja dziewczyna? – zapytała, spoglądając na chłopaka.
- Taki średni. Kilka pokoi.
- Sprzedaj dom, Higgins. Chcę zamieszkać z nią, czyli chcesz czy nie, dajesz jej dodatkowy tysiąc.
- Co? – zapytał zdziwiony menager, równo z blondynem.
- Jeśli zamieszkam z nią, gdy tylko przyjdziesz "do mnie" w odwiedziny będziesz mógł spędzać czas z nią. Na mnie będziesz skazany jedynie przy różnych wyjściach. Nie mów, że to nie jest dobry pomysł – mówiła, nie spuszczając wzroku z chłopaka.
- Genialny pomysł – odparł zgodnie z prawdą, po czym obydwoje spojrzeli na mężczyznę.
- Niech wam będzie. Mam was dość. Idźcie już – odparł, po czym obydwoje zaczęli się zbierać. – Pochodźcie gdzieś przez jakiś czas. Horan, pamiętaj, że za piętnaście minut masz sesję.
Skinął jedynie głową i uśmiechnął się w stronę dziewczyny. Paul zwrócił w jej stronę umowę z długą listą dopisaną na końcu. Chwilę później blondynka podpisała dokument i razem z Niallem, opuścili pomieszczenie.
***
Dziewczyna rozglądała się dookoła, podziwiając wszystko, co ją otaczało. Widziała rodziny, biegnące do odpowiedniej części lotniska z szerokimi uśmiechami. Jakąś znudzoną nastolatkę, która wysłuchiwała długiego wykładu swoich rodziców. Jednak zauważyła również coś, co nią wstrząsnęło. Chłopak z zapałem przytulał do siebie drobną blondynkę. Obydwoje płakali i lekko kołysali się w swoim uścisku. Widziała jak lekko odsuwają się od siebie, po czym ona delikatnie dotyka jego mokrych policzków, ścierając z nich łzy. Pożegnanie... Nie ma nic gorszego. Zdążyła jeszcze wyczytać z ich ust wyznania miłości, po czym blondynka ruszyła na odprawę. Cały czas odwracała się w jego stronę... a on? Nie wstydził się łez, do których doszedł jeszcze głośny szloch. Ostatni raz odwróciła się do niego, po czym zniknęła w tłumie ludzi, a on ze spuszczoną głową, kierował się do wyjścia z lotniska. Brunetka sama spojrzała w kierunku przeszklonych drzwi. Marzyła o tym, by on tu teraz wbiegł i zatrzymał ją przed odlotem. Życie to nie bajka, Els.
- El – usłyszała cichy głos po lewej stronie. – Wywołali twój samolot – dodał, na co dziewczyna odpowiedziała mu delikatnym uśmiechem.
Nachyliła się, zbierając bagaż podręczny, po czym postawiła go na dwóch walizkach i spojrzała na swojego towarzysza. Widziała niewyobrażalny ból w jego oczach, który wręcz mieszał się ze smutkiem. Poczuła łzę, spływającą po jej policzku i zamknęła oczy, by powstrzymać kolejne. Poczuła silne ramiona, oplatające jej talię. Bez słowa wtuliła się w tors chłopaka.
- Jesteś pewna, że chcesz to zrobić? – usłyszała szept i już wiedziała, że on również płacze.
- Nie – odpowiedziała szybko, wprowadzając bruneta w niemałe zdziwienie, po czym odsunęła się od niego, na wyciągnięcie ręki. – Jednak wiem, że muszę to zrobić – dodała, dotykając jego policzka. – Będę tęsknić, Tommy.
- Ja też będę tęsknił, El – odparł ostatni raz przytulając dziewczynę i napawając się jej słodkim zapachem. – Dzwoń, kiedy tylko będziesz miała ochotę. Nawet w środku nocy.
- Zapamiętam – odezwała się po chwili.
Zabrała swoje walizki i ruszyła w kierunku odprawy. Nie odwróciła się. Wiedziała, że gdy to zrobi - podda się i nie będzie potrafiła wyjechać. Przecież dobrze postępuję... więc dlaczego czuję się z tym tak źle?!
***
Głośne pukanie do drzwi nie ustępowało. Szatynka jęknęła głośno, poddając się. Wstała z łóżka i ze złością maszerowała do drzwi. Nieważne, że była samej koszulce. Najważniejsze teraz, to udusić osobę, która mnie obudziła. Otworzyła drzwi, ciągnąc je w swoją stronę i zamarła, wpatrując się w osobę za nimi.
- Czego ty tu szukasz?! – warknęła. – Przecież Niall ma sesję.
- Cóż za spostrzegawczość, Smith. Sam ją załatwiałem – zignorował ostry wzrok szatynki i wszedł do środka, stawiając dwie walizki w przedpokoju.
- Co ty wyprawiasz? Mogę cię pozwać za nachodzenie w biały dzień. Uwierz mi. Nawet przez chwilę bym się nie zawahała.
- Widzę, że humor z samego rana cię trzyma – odparł sucho. – Horan, sam ci wszystko wyjaśni jak wróci. Ja zostawiam tylko walizki.
- Na cholerę, Paul? Czyje one są?
- Cóż za niecierpliwość, Smith. Wstrzymaj się z bólami do końca sesji.
Nim zdążyła się odezwać, mężczyzna wyszedł z mieszkania. Spojrzała jeszcze na bagaże, które przyniósł. Może powinnam je wyrzucić? Zmarszczyła brwi przyglądając się im. Dręczyło ją pytanie do kogo należą. Zaczynała mieć złe przeczucia. Różowe... Powinnam się bać?
***
- Teraz trochę w lewo. Niall, przysuń się do Zayna. Tak! Idealnie! Zostańcie – mówił z fascynacją fotograf, robiąc kolejne zdjęcie.
Raczej żaden z nich nie był skupiony na tym, co się działo. Przylepili do twarzy firmowe uśmiechy i po prostu dawali się oślepić fleszowi. Chociaż nie... on był szczęśliwy. Jako jedyny wyróżniał się prawdziwym uśmiechem. Na samo wspomnienie gonitwy po kawiarni jego uśmiech stał się jeszcze większy. O ile było to możliwe. Dokładnie odtwarzał w głowie obraz uciekającej przed nim blondynki i rozbawione spojrzenia siedzących w kawiarni osób. Jednak najdłużej został obraz złapanej dziewczyny. Ogniki radości szalejące w jej oczach, ale także... strachu. Czego mogła się obawiać? Gdy zaczął zbliżać swoją twarz do niej... strach nasilał się z każdym jego ruchem, a radość w jej oczach gasła. Szybko odsunął się, posyłając dziewczynie delikatny uśmiech, co ona odwzajemniła... i nagle jej obraz zaczął zanikać. Wtedy widział twarz ślicznej szatynki. Zawsze uśmiechniętej, zabawnej, wpierającej... A także zajętej. Jednak na tyle pociągającej, by całkowicie przegnała Perrie z jego myśli.
- Zayn! – zirytowany głos fotografa przerwał jego rozmyślania. – Co z tobą? Wyglądasz jakbyś miał zwymiotować.
- Przepraszam. Zamyśliłem się.
- Myśl o czymś weselszym. Bo z taką miną najlepiej nie wyjdziesz – mrugnął do niego z uśmiechem, po czym z powrotem zaczął ustawiać chłopaków do zdjęcia.
A w myślach Mulata panował chaos. Co robić?!
***
Głośny pisk ogłuszył chłopaka. Przestraszony szybko spojrzał w odpowiednią stronę i napotkał wzrok małej dziewczynki, która najwyraźniej zdarła sobie gardło. Poczuł ucisk na swojej ręce, więc odwrócił twarz w stronę dziewczyny.
- Czemu stoisz? – jęknęła, przewracając oczami. – Chodźże.
- Czekaj chwilę – odpowiedział, puszczając jej dłoń i podchodząc do nastolatki i posyłając jej uśmiech. – Coś się stało? – zapytał, ale jako odpowiedź dostał tylko przeczące kiwnięcie głową.
Przechylił głowę i przez chwilę wpatrywał się w dziewczynkę. Mogła mieć niewiele ponad siedem lat. Przykucnął obok niej, nie spuszczając swojego wzroku. Zauważył, że w rączce mocno ściska notesik.
- Czy... Ja... Czy ty... Mogłabym prosić...
- Autograf? – uśmiechnął się, posyłając dziewczynie uśmiech, na co ona lekko skinęła głową. – Oczywiście, skarbie.
Podpisał własność dziewczynki i gdy wyciągnął do niej rękę z notesikiem, ta zamiast go odebrać mocno przytuliła do siebie chłopaka. Zdziwiony tym gestem na początku nie wiedział, co zrobić, jednak po chwili przytulił ją do siebie z cichym śmiechem.
- Bardzo was kocham – powiedziała, puszczając nastolatka i szeroko się uśmiechając.
- Holly! Chodź tutaj! – usłyszał nagle głos starszej kobiety, która machała dziewczynce.
Chwilę później mała szatynka biegła już w jej stronę i mocno wtulała się w kobietę. Odwróciła się, pomachała do chłopaka i ruszyła przed siebie, opowiadając o wszystkim swojej matce.
- Harry – jęknęła blondynka. – Czy możesz się wreszcie ruszyć?
- Jasne, Tay. Już idziemy – odparł z powrotem splatając ich palce i głośno wzdychając, ruszył przed siebie.
***
- Tęskniłaś? – usłyszała szept przy uchu i po chwili silne dłonie objęły jej talię.
Szybko zrzuciła ręce chłopaka i odwróciła się, stając na wprost niego. Była wściekła, miała ochotę go uderzyć, ale również czuła się zraniona i miała ochotę się rozpłakać. Za dużo uczuć. Szatyn zmarszczył czoło, nie spuszczając wzroku z dziewczyny. Nie odezwał się, czekając aż ona wyjaśni swoje zachowanie. Bo przecież ona wszystko musi mu wyjaśniać. To jej obowiązek. W końcu należy do niego.
- Co się z tobą dzieje, Li? – odezwała się, przerywając ciszę.
- Ze mną? – parsknął. – Co się dzieje z tobą, Dan? Zachowujesz się dziwnie.
- Ja zachowuję się dziwnie? Zmieniasz się!
- Każdy się zmienia.
- Ale nie aż tak! Zobacz, co się z tobą stało!
- Co takiego? – zaśmiał się kpiąco. – Daj spokój, to beznadziejne. Jedyne, co się we mnie zmieniło to, to że dojrzałem. Zaakceptuj to.
- Nie – odpowiedziała, wymijając go, jednak po chwili zatrzymała się i odwróciła z powrotem do niego. – Powiedz mi tylko, gdzie podział się mój Liam? Ten troskliwy i kochany. Ten, który z nikim się nie kłócił. Ten, który myślał racjonalnie i z każdym potrafił żyć w zgodzie – przerwała, łapiąc ze świstem powietrze, gdy poczuła, że po jej policzkach spływają łzy. – Gdzie ten Liam, który skoczyłby w ogień, by zmienić świat?
- Najwyraźniej zniknął – syknął, nie zwracając uwagi na jej łzy.
- Więc daj mi znać, gdy on wróci – odparła odwracając się.
- Co to ma znaczyć, Dan?
- Odchodzę – powiedziała, nie odwracając się i skierowała się w stronę drzwi, jednak nim dotknęła klamki, poczuła mocny ucisk na nadgarstku i z siła, wpadła plecami na tors chłopaka.
- Nigdzie nie idziesz – syknął, zaciskając dłoń na nadgarstku.
- Widzisz? – jęknęła z bólu, jednak odsunęła się i odwróciła przodem do niego, spoglądając na zaciskającą się rękę na jej skórze. – Mój Liam nie zrobiłby mi krzywdy – mówiła, przenosząc wzrok na jego tęczówki. – Ty właśnie ją robisz – dodała, a chłopak szybko wypuścił jej rękę.
- Nie możesz...
- Mogę, Li – powiedziała pewnie, a z jej oczu nie przestawały płynąć łzy. – I właśnie to robię – odwróciła się, chwyciła swoją walizkę i wyszła z pokoju.
Gdy tylko opuściła mieszkanie, wyjęła z kieszeni telefon i wybrała odpowiedni numer.
- Perrie? Mogłabyś mnie przenocować?
***
Cichy skrzyp drzwi rozległ się po mieszkaniu, informując o czyimś przyjściu. Chłopak skrzywił się lekko na ten dźwięk, jednak na razie go zignorował. Przepuścił blondynkę i wszedł do mieszkania tuż za nią. Od razu zauważyli stojące w przedpokoju walizki. Już tu był. Pomyślał blondyn, zdejmując buty. To by wyjaśniało brak jakiegokolwiek przywitania. Odwiesił kurtkę dziewczyny, a po chwili to samo zrobił ze swoją i razem skierowali się w stronę salonu. Chłopak uważnie rozejrzał się po pomieszczeniu.
- Um... Rozgość się – posłał dziewczynie uśmiech. – Zaraz wrócę.
Nie czekając na odpowiedz, wyszedł i chwilę później stał w progu kuchni. Zmarszczył brwi, widząc, że to pomieszczenie również jest puste, jednak nie zastanawiał się nad tym dłużej i wbiegł na górę. Otworzył drzwi do sypialni i uśmiechnął się, gdy zobaczył zwiniętą dziewczynę. Spała... Tylko dlaczego nie zamknęła drzwi. Podszedł bliżej, przyglądając się jej spokojnej twarzy i wtedy zauważył coś, co nim wstrząsnęło. Poduszka, na której spoczywała głowa szatynki była mokra, a na policzkach dziewczyny widoczne były ślady łez. Nie chciał jej budzić, więc po prostu wyszedł z pokoju nadal zszokowany tym, co widział. Co się stało?
- Może chcesz coś do picia, Caro? Kawę? Herbatę? – zapytał, stając w progu i spoglądając na blondynkę.
- Kawę – uśmiechnęła się do niego. – Najlepiej z mlekiem.
- Da się zrobić – odparł, znikając za drzwiami kuchni.
Chwilę później wrócił do salonu, stawiając dwa parujące kubki na stole. Usiadł obok dziewczyny i pogrążył się w rozmowie. Co chwilę śmiali się z różnych opowieści i poznawali siebie nawzajem. Po raz kolejny głośny wybuch śmiechu zakończył opowieść blondyna, jednak obydwoje zamilkli, słysząc ciche chrząknięcie.
- Rose – odezwał się blondyn, wstając z miejsca i podchodząc do szatynki, po czym zamknął ją w szczelnym uścisku.
- Ni, może mi coś wytłumaczysz? – usłyszał cichy szept.
- Och, zapomniałem – zaśmiał się, puszczając dziewczynę, by pociągnąć ją do kanapy, przy której stanęła blondynka. – Rose, to jest Caroline. Caro, to Rosalie.
- Miło cię poznać. Wiele się o tobie nasłuchałam – odezwała się blondynka z szerokim uśmiechem.
- Chciałabym powiedzieć to samo, ale kompletnie nie wiem kim jesteś – zaśmiała się przyjaźnie szatynka.
- Rosie... Caro będzie z tobą mieszkała – powiedział cicho chłopak, a w reakcji dostał ogromne zdziwienie na twarzy swojej dziewczyny.
- Jak to? – zapytała. – To jej walizki przyniósł Paul? – dodała cicho, obawiając się odpowiedzi.
- Tak, to moje walizki – wtrąciła. – Będę z tobą mieszkała.
- Dlaczego? – szatynka zmarszczyła brwi, nie wiedząc co się dzieje.
- Rose, Paul mnie wynajął...
- Nie! – jęknęła błagalnie, spoglądając raz na dziewczynę, a raz na chłopaka, aż w końcu jej wzrok spoczął na nim. – Proszę... Powiedz, że to nie to. Nie mógł przecież... On...
- Skarbie – szepnął, mocno przytulając do siebie szatynkę. Kątem oka zauważył, jak blondynka uświadamia go, że zostawia ich samych, żeby się rozejrzeć. – Nie płacz, proszę.
Nie wypuszczając dziewczyny z objęć, usiadł na kanapie, sadzając ją na swoich kolanach. Nastolatka mocno wtuliła się w jego tors cicho łkając. Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego Higgins jej to zrobił. Jasne, nie lubiła go i on jej też. Ba! On wręcz powinien się bać tego, co ona może zrobić. Mimo wszystko nie zawahał się i zrobił coś, czego Rose od początku się obawiała. Co jeśli on się w niej zakocha?
***
Szatyn leżał na łóżku, wpatrując się w granatowy sufit z białymi gwiazdami. Błękitne ściany idealnie do nich pasowały, a całość sprawiała, że pokój był niesamowicie przytulny. Myśli chłopaka krążyły w jednym punkcie, poruszając coraz nowsze propozycje, ale każda była zbyt trudna do zrealizowania. Westchnął głośno, zdając sobie sprawę z tego, że te rozmyślania absolutnie mu nie pomogły. Mimo wszystko nadal w nich tkwił, pogrążając się głęboko w układaniu różnych planów. Zamknął oczy i nagle jeden pomysł wydał mu się całkiem interesujący. Może powinienem... Jego myśli zostały wyparte przez głośny huk, spowodowany bliskim spotkaniem drzwi ze ścianą. Jęknął zirytowany i podniósł się na łokciach, lustrując wzrokiem osobę w progu. Czarne rurki opinały nogi chłopaka, a biała koszulka w serek idealnie do nich pasowała. Zielone oczy wpatrywały się w niego z czułością. Westchnął głośno, kiwając głową, by jego gość wszedł do środka i po chwili młodszy chłopak siedział naprzeciwko niego.
- Jeżeli masz zamiar mnie przepraszać, to sobie daruj – odezwał się szybko szatyn. – Nie gniewam się na ciebie. Obydwoje sprowokowaliśmy kłótnię. Nie mogę cię za to winić.
- Ja... Chciałem ci powiedzieć, że... Louis...
- Hej, uspokój się – uśmiechnął się delikatnie, kładąc dłoń na ramieniu chłopaka. – Weź głęboki wdech i zacznij od początku.
- Ja... Wiem, że popełniłem wiele błędów. Za niektóre masz prawo być zły do tej pory. To strasznie trudne wybaczać komuś, kto cały czas cię rani, wiem. Jednak... – przerwał, kładąc dłoń na dłoni szatyna. – Strasznie cię kocham, Lou.
Zapadła cisza. Nastolatek wpatrywał się w starszego, czekając na jakąkolwiek odpowiedź z jego strony. Jednak on nie wiedział, co powinien powiedzieć. Może prawdę... Pomyślał, jednak szybko wyrzucił to z głowy. Wiedział, że zraniłby go tym i...
- O nie – szepnął Styles, po krótkiej ciszy, a Louis podniósł wzrok i wbił w niego pytające spojrzenie. – Ty... Ty mnie nie kochasz – głos mu się załamał, a w oczach momentalnie zebrały się łzy.
- Harry... Ja... Ja nie wiem... Przepraszam – powiedział nagle zamykając oczy. – Ja dłużej nie mogę.
- Wiedziałem – powiedział załamanym głosem. – Wiedziałem, że się w niej zakochujesz. Naiwnie wmawiałem sobie, że to nie prawda. Nie chciałem w to wierzyć.
- Hazz, ja naprawdę nie chciałem cię zranić.
- Nie, Lou. Nie przejmuj się mną – odezwał się, wstając z miejsca. – Chcę, żebyś był szczęśliwy. Jeżeli z nią taki będziesz, to nie mogę cię zatrzymać.
- Ale...
- Nie ma "ale". Weź się w garść. Idź do niej. Wczoraj była załamana i nawet ja to widziałem, a wiesz, że za sobą nie przepadamy. Cokolwiek się stało powinieneś teraz być przy niej i czekać na odpowiedni moment, by wszystko powiedzieć.
- Jesteś pewien, że...
- Tak, na pewno nie jestem zły – zaśmiał się, ale w jego oczach dominował ból. – Idź... i bądź szczęśliwy – dodał szeptem, wychodząc z pokoju.
Szatyn wpatrywał się dłuższą chwilę w drzwi, po czym przebrał się i zbiegł na dół. Szybko założył na siebie kurtkę i wybiegł z mieszkania.
Kilka minut później parkował na podjeździe domu Eleanor... i Tommy'ego. Niepewnie wysiadł z samochodu i stanął przed drzwiami. Wziął głęboki oddech i zapukał kilka razy w drewnianą powłokę. Cierpliwie czekał, aż w końcu usłyszał szczęk otwieranego zamka i tuż przed sobą zobaczył... bruneta.
- Hej, Tommy – uśmiechnął się do chłopaka. – Jest El?
- Um... Właściwie to... nie.
- Ale mogę na nią zaczekać?
- Louis, ona...
- Dzięki, stary – odparł, wchodząc do mieszkania i gdy rozpinał kurtkę, odwrócił się w stronę chłopaka. – Swoją drogą, to... gratulacje – uśmiechnął się smutno.
- Co? Jak to?
- No, co ty taki zdziwiony? Przecież zostaniesz ojcem.
- Louis, tylko...
- Jeszcze ci nie powiedziała? Zniszczyłem niespodziankę?
- Nie, tylko...
- Boże, ale ze mnie palant.
- Louis! – wrzasnął zirytowany brunet. – Eleanor już tutaj nie mieszka.
***
(następnego dnia - południe)
- Jedź po nią – cichy głos przerwał ciszę.
Blondyn szybko odwrócił się i zauważył, wpatrujące się w niego, błękitne oczy. Zdziwiony jej słowami, zmarszczył brwi i czekał na dalszą wypowiedź. Cały czas przypominała mu się wczorajsza awantura. Wiedział, że Rose potrafi być zazdrosna, ale nie sądził, że dojdzie między nimi do tak niemiłej wymiany zdań...
- Niall, słuchasz mnie?
- Um... teraz tak – odparł na co dziewczyna przewróciła oczami.
- Jedź po nią. Zobacz. Na zewnątrz panuje wichura, a ty siedzisz i się zamartwiasz. Przecież Paul cię nie zabije jeżeli po nią pojedziesz. A jeśli spróbuje, to ja się z nim policzę.
Blondyn posłał dziewczynie lekki uśmiech, przytulił ją lekko i szybko pobiegł w stronę drzwi.
Chwilę później szukał miejsca do zaparkowania, jednakże korki wcale mu tego nie ułatwiały. Cały parking był zajęty, przez co Horan musiał zaparkować ulicę dalej, ale to nie miało dla niego znaczenia. Liczyła się ona i jej bezpieczeństwo.
***
Szatynka wyszła z budynku i momentalnie owinęła się ciaśniej płaszczem, próbując dodać sobie choć trochę ciepła, ale nic nie pomagało. Wiatr rozwiewał jej włosy na wszystkie strony z ogromną siłą, a mimo to szła przed siebie.
- Car! – usłyszała za sobą głos przyjaciela, przez co zatrzymała się tuż przed jezdnią, odwracając się w jego stronę.
- Zayn? Co ty tu robisz?
- Ja muszę ci coś powiedzieć, Car.
- To nie mogło poczekać? Będziesz chory, jest cholernie zimno.
- Nie, bo ja naprawdę muszę.
- Dobrze. Więc mów – uśmiechnęła się do niego, by w jakikolwiek sposób wesprzeć go w tym, co chce powiedzieć.
- Ja... Kocham cię, Car.
Tuż po jego wyznaniu rozległ się długi pisk opon, głośne uderzenie i zderzenie kolejnego samochodu. Przerażona dziewczyna odwróciła się z prędkością światła. Z jej oczu popłynął ocean łez, a z gardła wydostał się głośny pisk.
- Niall! Nie!
_______________________________________________
Hej, kochani! Wreszcie jestem. Wybaczcie za tak długi czas oczekiwania, ale przynajmniej rozdział jest długi. No i jestem z niego zadowolona! W ten sposób - kończymy pierwszy sezon!
Kolejny rozdział pojawi się za tydzień, ze względu na to, że ten powstawał, aż trzy.
Jeszcze raz przepraszam.
Pod rozdziałami po lewej stronie możecie zobaczyć tytuł najnowszego odcinka oraz jego datę.
To będzie taki przedsmak. W połowie tygodnia będzie pojawiał się również jakiś niedługi cytat z przyszłego rozdziału, więc zapraszam do zaglądania. :)
Kocham!
No i czekam na wasze opinie! <3
Nareszcie nowy! Przepraszam, że komentuję dopiero teraz, ale przez ten okropny wiatr miałam odłączony internet aż do południa ;c Ale teraz już jestem i dzielę się moją opinią co do finału sezonu pierwszego ^^ Caroline jest świetną postacią. Myślałam, że będzie „tą złą”, że zepsuje mój ulubiony związek w tym opowiadaniu, a tu proszę! Śmiałam się przy jej rozmowie z Paulem i zgodzę się z Niallem, że ma niezły temperament. Potem ta wzruszająca scenka z Eleanor i Tommy´m na lotnisku. Mam nadzieję, że jednak Louisowi uda się jakoś przekonać Calder do powrotu i wszyscy będą żyć długo i szczęśliwie z małym Tomlinsonem :) Paul jest głupi i chamski, ale to chyba już wszyscy wiedzą. Zakochany Zayn? Myślałam, że jest coś pomiędzy nim i Perrie, ale on chyba woli naszą Rose. Słodka scenka z tą małą Holly i z Harry´m. A z Tay to taka maruda. Liam jest beznadziejny. Taki ostry i suchy dla biednej Dan, która kocha go całym sercem, a on rani ją na każdym kroku. Dobrze, że go zostawiła, bo mu się należało. Biedna Rose. Paul robi jej wszystko na złość. Dobrze, że ma takiego kochanego Nialla, dla którego jest całym światem i niepotrzebnie się martwi sprawą z Caroline. A potem ta przesmutna scenka z Harry´m i Louisem. Harry dobrze zrobił i nie był egoistą. Kocha Lou i mimo tego, że jego serce krwawi, to jednak wybiera szczęście nie własne, ale Lou. Podziwiam go. „Jeśli kochasz, pozwól odejść”. LOUIS! Dowiaduj się, gdzie jest El i po nią jedź! Wiedziałam, że na zakończenie sezonu dasz coś zaskakującego, ale nie podejrzewałam, że aż tak! Zayn wyznał Rose, że ją kocha, a Ni miał wypadek. Musisz kończyć w takim momencie? I teraz witaj kooooleeejny dłuuuugi tygoooodniu oczekiwania... :) W każdym bądź razie to był najdłuższy rozdział i zdecydowanie najlepszy! Oby tak dalej! I pamiętaj, że świetnie cię rozumiemy. Każdy ma swoje własne życie, a że twój blog jest taki magiczny, to warto poczekać na kolejne rozdziały. Z niecierpliwością wyczekuję sezonu drugiego. #uradowanaCamille Ps. Mam takie pytanko: Czy sen Harry´ego z odcinka 5 będzie miał jeszcze jakieś znaczenie, czy był tylko tak umieszczony w rozdziale? Weeeny xx
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że ten komentarz jest taki nieestetyczny, ale piszę z telefonu :) aha i ten kom poniżej usunęłam, bo dodał się dwa razy ten sam x
UsuńHahaha, jest cudowny. No i jaki długi! Co do pytania o sen - on miał swoje znaczenie, które niedługo się wypełni. :) x
Usuńrozdzial jest genialny ! *.* ale nie wiem czy to ja jestem nienormalna czy co ale nie zrozumialam koncowki Car to ta nowa "dziewczyna" Niall'a' a on wyszedl po rose tak ? i zayn wyznal milosc rose a nie car bo on jej chyba narazie nie zna tak ? odpowiedz mi nato bo sie pogubilam :) tak czy inaczej rozdzial mi sie bardzo podoba :) czekam nn, zycze duzo weny i pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńChodzi chyba o to, że Rose ma na drugie Carmen ;)
UsuńCar to Rose (tak, jak napisała osoba wyżej od Carmen - Zayn zawsze tak na nią mówi). Jak będzie Caro to znaczy, że chodzi o nową "dziewczynę" Nialla.
UsuńBoski rozdział i ciekawe zakończenie sezonu 2! Boże, co z Niallem? Czekam na nn :)
OdpowiedzUsuńojć. Przepraszam za błąd: 1 sezonu. To wszystko przez te emocje :D
UsuńGenialny ♥
OdpowiedzUsuńGenialne zakończenie 1 sezonu !
OdpowiedzUsuńOpłacało się tak długo czekać :)
Wyjazd El, koniec Larry'ego, nowe dziewczyny... to wszystko jest takie świetne !
Ach, no i Zayn wyznający miłość Rose
Nie spodziewałam się tego.
Byłam raczej pewna, że zakocha się w Pezz, a nie, że już kocha Rose
I co się stało Niall'owi ?
Mam nadzieję, że już niedługo się dowiem :)
Tak więc czekam na pierwszy odcinek drugiego sezonu ♥
Nominowałam Cię do Liebster Award, gratulacje ! :* Więcej informacji u mnie na blogu :)
OdpowiedzUsuńhttp://all-to-make-the-shelter.blogspot.com/
Czekam, czekam i nie mogę się doczekać. Niech mnie ktoś trzyma, bo zaraz eksploduję *.*
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do Libster Award ! Więcej informacji tutaj: http://one-direction-morethanthis.blogspot.com <3
OdpowiedzUsuńKocham Caro! ;D ma dziewczyna głowę na karku <3
OdpowiedzUsuń