sobota, 28 lutego 2015

Odcinek 7(2).: Brak sił.

Nie potrafiła w to uwierzyć.
Prawdopodobnie setny raz wsłuchiwała się w głos chłopaka.
Czuła jak coś w niej pęka, a jednocześnie miała ochotę skakać z radości. Jego cichy szloch, jąkanie i słowa, które wypowiadał... wiedziała, że to ją złamało. Z drugiej strony odczuwała pewną satysfakcję. Osiągnęła to, czego chciała. Zdawała sobie sprawę z tego, że stary Liam powrócił.
Niewiele myśląc, rzuciła telefon na szafkę nocną i włączyła laptopa. Niecierpliwiła się, mając wrażenie, że komputer celowo tak wolno się uruchamia, ale kiedy w końcu wszystko zostało włączone była w pełni szczęśliwa. Uśmiech nie schodził jej z twarzy i nawet nie trudziła się, by otrzeć mokre od płaczu policzki. Szybko otworzyła odpowiednią stronę internetową i zabukowała bilet na samolot, po czym rzuciła się do pakowania walizek.
Stary, dobry Londyn.
Tęskniłam.

~*~

Na zewnątrz powoli robiło się ciemno, a zdenerwowany to zbyt słabe słowo, by określić Harry'ego. Ósmy raz z rzędu próbował dodzwonić się do pomocy drogowej, ale jego połączenie znowu zostało odrzucone. Czekał już prawie trzy godziny. Sam już nie wiedział, co powinien zrobić. Nie znał się na samochodach, więc nie miał pojęcia, co mogło się zepsuć, a tym bardziej - jak to naprawić.
Ruch na bocznej drodze już dawno ustąpił, co sprawiło, że pojawiali się "szaleńcy". Każdy po kolei wymijał zepsuty samochód, nie tracąc czasu na zapytanie kierowcy, czy przypadkiem nie potrzebuje pomocy. Nagle, pierwszy raz od ostatniej godziny, chłopak dostrzegł światła z naprzeciwka. Poprawił się na swoim siedzeniu, wpatrując się w nie z nadzieją, że to pomoc. Jednak nim auto zdążyło podjechać bliżej Harry zauważył w lusterku pędzącą ciężarówkę. Poczuł nagły przypływ strachu, zapiął pas bezpieczeństwa i zacisnął hamulec w obawie, że rozpędzone auto zmiecie go z jezdni. Zacisnął mocno oczy, czekając na jakiekolwiek uderzenie, ale nic nie nadchodziło. W końcu usłyszał długi dźwięk klaksonu i przerażający dźwięk zderzenia.
Styles niczego jednak nie poczuł.
Niepewnie otworzył jedno oko i ze świstem wciągnął powietrze. Rozpędzony tir nie uderzył w niego, ponieważ jego kierowca w ostatniej chwili próbował wyminąć stojący na awaryjnych światłach samochód. Głównie dzięki temu chłopak jeszcze żył, ale nie każdy miał tyle szczęścia, co on. Nadjeżdżające z naprzeciwka auto zostało dosłownie zmiecione z ulicy, po czym po paru obrotach zatrzymało się, uderzając w drzewo.
Harry szybko wybrał numer pogotowia i wysiadając z auta, informował kobietę o całym wydarzeniu. Czuł, że drżą mu dłonie. Był zdenerwowany i przerażony. Odetchnął z ulgą, gdy starszy mężczyzna wysiadł z ciężarowego samochodu, jedynie z rozciętą skronią. Niepewnie zszedł z jezdni i ruszył w stronę nieco zmasakrowanego ciemnego audi. Miał wrażenie, że skądś go zna. Zmarszczył brwi, chowając telefon do kieszeni spodni, stanął o krok od drzwi kierowcy i spojrzał na rozbitą szybę.
Poczuł, że jego świat się zawala, gdy między potłuczonymi fragmentami szkła zauważył zakrwawioną twarz swojej matki.

~*~

Była piąta nad ranem drugiego dnia urlopu chłopców. Jay nadal nie pogodziła się z informacją z poprzedniego dnia. Całą noc nie spała, zastanawiając się jak jej syn poradzi sobie z dzieckiem. Wiedziała, że zespół ma mało wolnego czasu i wystarczająco problemów na głowie. W pewnej chwili chciała nawet namówić partnerkę swojego syna na usunięcie ciąży, ale zdawała sobie sprawę z tego, że znienawidziłaby samą siebie, gdyby jej się udało. Poza tym nadal nie rozumiała jakim cudem tej dziewczynie udało się rozdzielić Louisa i Harry'ego. Sądziła, że nikt nigdy tego nie zrobi.
Chłopak był nieco zdezorientowany i zdenerwowany na swoją rodzicielkę. Nie potrafił uwierzyć w jej reakcję. Liczył na wsparcie, zrozumienie... pomoc. Jednak nie dostał niczego poza jej rozczarowanym spojrzeniem. Nie potrafił się z tym pogodzić, targały nim emocje, a kiedy obudziło go bijące od partnerki ciepło był naprawdę roztargniony. Przetarł oczy, by nieco się obudzić, a następnie przyłożył dłoń do czoła brunetki. Była rozpalona, co wzbudziło w nim lekkie przerażenie.
- El, skarbie, wstawaj. - Jego głos miał charakterystyczną, lekką chrypkę jak zawsze po przebudzeniu. Potrząsnął delikatnie ramieniem dziewczyny, żeby ją obudzić, po czym położył rękę na jej policzku, gładząc go.
- Zostaw, Loueh - szepnęła sennie, kładąc swoją dłoń na jego.
- Dobrze się czujesz? Czegoś ci potrzeba? - pytał, nie dając za wygraną.
- Możesz mnie przytulić? Tu jest cholernie zimno - odpowiedziała cicho.
Szatyn otworzył szerzej oczy, patrząc na Eleanor. Była szczelnie opatulona kołdrą, aż po czubek nosa. Jej oczy były przekrwione i podkrążone, jakby nie spała parę nocy, a na policzkach miała wyraźne wypieki. W dodatku sama była niczym grzejnik. Nie mógł uwierzyć, że jest jej zimno. Westchnął, wiedząc, że coś jest nie tak.
- Nie, kotku. Chodź, ubierzemy się i pojedziemy do lekarza, dobrze?
- Niee... Poleżmy chwilkę, nie mam siły wstać - jęknęła cicho.
- Jakoś do załatwimy. - Złożył pocałunek na jej gorącej skroni i wstał z łóżka.
Szybko podniósł z podłogi czarne, dresowe spodnie i założył je na siebie, otrzepując z kociej sierści dół nogawki. Wyjął z walizki zwykły niebieski T-shirt dla siebie i ulubione, granatowe dresy swojej dziewczyny razem ze skarpetkami. Założył na siebie bluzkę, po czym wspiął z powrotem na łóżko i delikatnie odrywał brunetkę. Zadrżała, jednocześnie komunikując to głośnym jękiem. Tomlinson przygryzł wnętrze policzka, zakładając jej spodnie, a następnie wsunął na jej stopy parę grubych skarpetek.
- Jedziemy do lekarza - zakomunikował, podnosząc się.
Eleanor podniosła się na łokciach, sięgając do szafki nocnej po gumkę do włosów. Opadła z powrotem na poduszkę, kiedy tylko chwyciła to, czego szukała. Przekręciła się na plecy, po czym usiadła na brzegu łóżka i bez rozczesywania związała włosy. Następnie podniosła z dywanu czarną koszulkę na krótki rękaw i wciągnęła ją na siebie, chowając ją w spodnie. Louis w tym czasie założył na siebie szarą bluzę z kapturem i z taką samą, mniejszą o dwa rozmiary podszedł do dziewczyny. Pomógł jej wstać, po czym wsunął jej ręce w rękawy i zapiął pod samą szyję. Cmoknął ją szybko w czubek nosa, po czym nie puszczając jej dłoni, ruszył w stronę drzwi.
Dała parę kroków równo z nim, ale to było ponad siły, które aktualnie miała. Już po chwili chwyciła się mocniej jego dłoni i oparła się o jego ramię, zapobiegając upadkowi. Szatyn zatrzymał się, spoglądając na partnerkę z przerażeniem.
- Jest... jest coś, co powinieneś wiedzieć - szepnęła z wysiłkiem. Wstrzymał oddech, wiedząc, że nie usłyszy niczego dobrego. - Jestem chora - dodała cicho, wyczerpując ostatnie pokłady energii, które w sobie miała. Zemdlała.

~*~

Blondynka obudziła się tego dnia z szerokim uśmiechem. Miała w głowie idealny plan na cały dzień, który musiała jedynie wcielić w życie. Wszystko musiało być perfekcyjne, więc od razu chwyciła telefon i wybrała numer swojego przyjaciela, prosząc go o zakup potrzebnych jej biletów. Kiedy się rozłączyła, wstała z łóżka i wyszła z pokoju, kierując się w stronę kuchni. Jej mieszkanie nie było duże, ale w końcu mieszkała sama, więc dla niej było idealne. Zrobiła sobie płatki z mlekiem i usiadła na kanapie w salonie, włączając telewizor. Trafiła akurat na jedną ze swoich ulubionych bajek - "Toma i Jerry'ego".
Szybko zjadła swoje śniadanie i włączyła kanał muzyczny, zwiększając dźwięk. Wrzuciła talerz do zlewu i wróciła do swojego pokoju. Wyjęła z szafy czarne, obcisłe spodnie i dłuższą białą koszulkę z czerwono-czarnym napisem "jut say 'yes'", którą miała na sobie, kiedy poznała swoją obecną dziewczynę. Do całości dobrała czerwone vansy z białymi sznurówkami, czarno-czerwoną bejsbolówkę i tego samego koloru full cap. Ze wszystkimi rzeczami skierowała się do łazienki i położyła je na pralce, po czym wzięła gorący prysznic, a następnie założyła wybrany zestaw, umalowała się, wyprostowała włosy i wyszła z mieszkania.
Wyszła z bloku, w którym mieszkała i skierowała się do swojej ulubionej kwiaciarni po drugiej stronie ulicy. Nie było dużego ruchu, więc już po chwili, wdychała zapach kwiatów w sklepie. Została przywitana szerokim uśmiechem starszego sprzedawcy, na co odpowiedziała mu tym samym. Szybko kupiła duży bukiet czerwonych róż i wypełniony helem balon w kształcie serca, po czym zapłaciła za wszystko i opuściła pomieszczenie. Rozejrzała się w poszukiwaniu znajomej osoby, a następnie przewróciła oczami, kiedy nikogo nie znalazła. Wyciągnęła telefon z tylnej kieszeni spodni i szukała odpowiedniego kontaktu.
- Caro! - usłyszała znajomy krzyk.
Podniosła głowię i uśmiechnęła się, widząc biegnącego w jej stronę Petera. Dała mu się mocno przytulić, oczywiście odwzajemniając uścisk.
- Dobrze cię widzieć - powiedział chłopak, gdy wypuścił już przyjaciółkę.
- Ciebie również - odpowiedziała. - Załatwiłeś?
- No pewnie! - Wręczył jej dwa bilety na wieczorny seans, za które podziękowała mu buziakiem w policzek i schowała je za obudowę swojego telefonu. - Kiedy przyjechałaś?
- Wczoraj.
- Czekaj. Jesteś tu od wczoraj, nic mi nie powiedziałaś i jeszcze nie widziałaś się z Rox? Coś się stało?
- Co miało się stać? - Zaśmiała się.
- Siebie jeszcze zrozumiem, bo o mnie zawsze zapominasz, ale dlaczego nie widziałaś się z nią?
- Była na wycieczce szkolnej i w domu była dopiero w nocy. W sumie to dobrze się złożyło, bo przecież dzisiaj są jej urodziny, więc miałam czas, żeby coś przygotować. Jej mama obiecała, że nie wygada, że przyjechałam i wyjątkowo Roxy nie musi dziś wracać na noc do domu - wyjaśniła z szerokim uśmiechem. - Wpadniesz z Jade, Michaelem, Nathanem i tą jej przyjaciółką, której imienia nie pamiętam do mnie o dwudziestej pierwszej? Wszystko tam będzie już przygotowane na nasz powrót, bo wtedy dopiero będziemy wracały z kina. Po prostu tam bądźcie, okay?
- No dobra, zbiorę wszystkich i przyjdziemy.
- Świetnie! Czyli widzimy się wieczorem, a teraz uciekam. - Przytuliła jeszcze raz chłopaka, odwróciła się i ruszyła w swoją stronę, jednak po chwili zatrzymała się i krzyknęła przez ramię: - Masz klucz, prawda?
- Jasne, że mam - odparł, machając w powietrzu swoim zestawem, w którym miał około dziesięć, nie wliczając tych do swojego mieszkania, kluczy. - Bawcie się dobrze!
Pomachał jej, na co odpowiedziała mu tym samym. Nie potrafiła pozbyć się uśmiechu, kiedy żwawym krokiem przemierzała ulice małego miasta. Nie obawiała się o fotografów, którzy mogliby zrobić jej zdjęcia - wiedziała, że tu żadnego nie zastanie.
Po dwudziestu minutach dzwoniła do drzwi swojej młodszej ukochanej.
- Wszystkiego najlepszego, księżniczko - powiedziała, przygryzając dolną wargę, kiedy tylko dziewczyna stanęła w progu. Rozległ się niesamowity pisk, a chwilę później jubilatka stała w objęciach swojej drugiej połówki, nie wierząc w to, że naprawdę ją widzi.
A to był dopiero początek niespodzianek.

~*~

Może nie myślał.
Może przemawiał za niego alkohol.
A może po prostu właśnie tego chciał?
Stawiając się w obecności jedynej dziewczyny w obecnym gronie - ciężko było wytłumaczyć zachowanie blondyna. W końcu byli w klubie pełnym różnych osób, ale to nie była jej wina, że stary kolega skupiał się tylko na niej. W końcu nikt nie wiedział, że Rose i Niall nadal są razem. Nim szatynka zdążyła cokolwiek zrobić, pięść chłopaka wylądowała na twarzy ich przyjaciela z dzieciństwa. Pisk Rosie przebił się przez głośną muzykę, kiedy Marcus stracił równowagę po przyjęciu ciosu i zderzył się z twardą podłogą klubowego parkietu.
- Jest moja, dupku - warknął Horan do zdezorientowanego kumpla, łapiąc nadgarstek swojej drugiej połówki.
Nie sprzeciwiała się, nie chciała robić scen. Po prostu dała wyprowadzić się z klubu tylnym wyjściem. Nie mogła uwierzyć w to, że jej chłopak naprawdę uderzył swojego przyjaciela z zazdrości o nią. Doskonale wiedział, że Rosalie była zainteresowana tylko nim, a mimo to był wściekły, gdy ktokolwiek chociażby się za nią oglądał, a takie sytuacje zdarzały się cały czas.
Blondyn przycisnął dziewczynę do zimnej ściany budynku, wpijając się w jej usta. Uśmiechnęła się, oddając pocałunek. Uwielbiała, kiedy przemawiała za niego złość i pożądanie. Być może chwilami był zbyt zaborczy, ale to nie miało znaczenia. Kochała go i wiedziała, że prawdopodobnie nic nigdy tego nie zmieni.
Kiedy chłodniejszy powiew wiatru, wywołał gęsią skórkę na ciele obydwojga, oderwali się od siebie. Przez cały czas utrzymali kontakt wzrokowy, próbując unormować oddechy, jednak żadne z nich niczego nie mówiło.
- Wiesz, że to było dziecinne? - szepnęła, przeczesując dłonią jego poburzone włosy.
Zanim zdążył odpowiedzieć usłyszeli dźwięk aparatu i dostrzegli światło lampy błyskowej po swojej prawej stronie. Obydwoje odwrócili się z przerażeniem w odpowiednią stronę, jednak reporter już uciekał i Niall był pewny, że upity alkoholem nie będzie w stanie go dogonić. Spojrzał zaniepokojony na swoją dziewczynę.
- Przepraszam - powiedział po chwili, na co Rose uniosła jedną brew. - Za to, co zrobiłem i za gościa, który zrobił nam zdjęcie.
- To nie twoja wina - odparła pewnie, stając na palcach i przytulając blondyna. - Miejmy nadzieję, że nie będzie zbyt wyraźne - dodała cicho.
- Bardzo cię kocham, Rosie.
- Ja ciebie też, Ni.

~*~

Dochodziła trzecia, trzeciego dnia urlopu. Stan upojenia bruneta właśnie osiągał ostatni poziom - nadmierne analizowanie wszystkiego. Siedział już w swoim starym pokoju i palił kolejnego z rzędu papierosa, zastanawiając się do czego to wszystko prowadzi.
Zdał sobie sprawę z tego, że nie chce dłużej kontynuować kariery. Był zmęczony wszystkim, co spotykało go w świecie sławy. Miał dość wszystkich kłamstw, fałszywych osób, udawania i braku prywatności. Każdy czasami osiąga punkt, w którym wie, że należy odpuścić i Malik znalazł się właśnie w tym punkcie. Nie potrafił określić dokładnie dokąd zmierza jego życie, ale wiedział, że ani trochę mu się to nie podoba.
Pogubił się w tym, co i do kogo czuje.
Ale najgorsze było to, że już sam nie wiedział, kim jest. Wszystko go zmieniło. W tej trudnej drodze, którą musiał przejść z pozostała czwórką i wciągniętymi w to dziewczynami zgubił samego siebie. A najgorsze było to, że nie wiedział, co zrobić, by odnaleźć prawdziwego siebie i sens swojego życia...



Obiecałam rozdział w lutym, więc jestem.
Osobiście nie jestem zadowolona, ale może choć trochę wam się spodoba.
Zapraszam na następny w marcu.
Liczę na wasze komentarze,
K. xo

8 komentarzy:

  1. Owh! Jejku, ten rozdział jest taki świetny! Naprawdę bardzo mi się podoba, ale moje serce zaczęło krwawić, kiedy okazało się, że to mama Hazzy jest jednak ofiarą wypadku, omg.
    Ale, podsumowując:
    Danielle wróci pewnie do Liam'a.
    Mama Harry'ego była zbyt nadopiekuńcza i przypłaciła za to wypadkiem samochodowym, w którym miejmy nadzieję się nie zabiła.
    Eleanor jest na coś chora, ale nikt nie wie na co, i mama Louis'a wolała, kiedy Lou był gejem, bo przynajmniej nie było z tego dzieci.
    Mamy potwierdzenie pisemne, że Caroline to lesbijka.
    Niall będzie na pierwszej stronie gazety, i podejrzewam, że przez niego Paul anuluje im urlop.
    A Malik zaczął rozmyślać nad sensem swojego życia.
    Jej, już nie mogę się doczekać następnego rozdziału, a muszę czekać aż do marca!
    No dobrze, już kończę lepiej te swoje wywody.
    Do następnego i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie da sie cześciej tych rozdziałów?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie sądzisz, że gdyby się dało to by były? Mam dwa blogi poza tym i jestem w liceum, gdzie co chwilę muszę się czegoś uczyć. Jeśli kiedykolwiek zaczniesz pisać sam/a to zobaczysz, że wbrew pozorom to nic prostego. :)

      Usuń
  3. Kiedy fragment? :c

    OdpowiedzUsuń
  4. Już dodałam. Bardzo przepraszam, ten miesiąc jest po prostu bardzo ciężki. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Teraz tylko wystarczy poczekać na rozdział :)
    Powodzenia w pisaniu i w życiu osobistym x

    OdpowiedzUsuń
  6. świetne <3 kiedy następny? :(

    OdpowiedzUsuń
  7. Bedzie jeszcze nowy? :(

    OdpowiedzUsuń

komentarz = motywacja. ;3
z góry dziękuję. *,*